czwartek, 11 lipca 2013

Prolog

Powiem w skrócie -> wszystko zaczęło się od wyjazdu w góry. Pojechałam tam z moją koleżanką - directionerką. Poznałam tam też directionerkę Olę. Wszystkie we trzy prowadzimy blogi, więc postanowiłyśmy zrobić mały konkurs na pisanie imaginów. Jednak konkurs nie wypalił, ponieważ napisała tylko Magda, Oli nie podobał się swój, a ja po prostu nie miałam weny. Znaczy... Miałam na początku, ale wiedziałam, że to nie będzie taki krótki imagin. Że pisanie go zajmie mi dużo czasu. Poddałam się. Dopiero w domu uświadomiłam sobie, że dostałam wenę na całe opowiadanie.

UWAGA! POSTACIE Z OPOWIADANIA NIE SĄ SŁAWNE!

Spojrzałam w lustro.
Zobaczyłam w nim ciemnowłosą dziewczynę z niebieskimi oczami. Jej usta były czerwone, ale nie od szminki. Od urodzenia już takie miała. Podobno ma to po swojej mamie. Mamie, której nawet nie znała i nie dane jej było poznać. Spojrzała głębiej w swoje błękitne oczy. A to z kolei po tacie. Taty również nie poznała. Denerwowało ją to, że każdy mógł wyczytać z nich wszystkie jej emocje. W tej chwili widziała w nich zmęczenie i znudzenie. Znudzenie swoim nudnym i bezuczuciowym życiem.
Tak, to ja. Rosalie McCentry. Ta niekochana i nielubiana przez wszystkich nastolatka. No, jeszcze trochę a osiemnastolatka. Jeszcze trochę, a będę mogła wyprowadzić się od przyszywanych rodziców - materialistów i zapomnieć o mojej tandetnej szkole.
Dlaczego jestem nielubiana i niekochana? Głupotą i kłamstwem byłoby powiedzieć, że to proste. Trudne to mało powiedziane. Chodzi o to, że w szkole ktoś puścił plotkę, że się puszczam. Ale to nie wszystko. Miałam chłopaka, ale jego przyjaciel powiedział mu, że chciałam się z nim pieprzyć. A to było na odwrót. Ledwo wyrwałam się z jego uścisku, kiedy w klubie niósł mnie na rękach do męskiej toalety. I jeszcze sęk w tym, że mój były był jednym z najbardziej popularnych w tej szkole. Jeśli on kogoś znienawidzi, ludzie z jego otoczenia robią to samo. Jeśli kogoś polubi, oni idą w jego ślady. Dlatego stałam się tą ''łatwą szmatą''.
Pewnie wielu by się dziwiło, jak ja sobie z tym poradziłam.
Oczywiście na początku nie obyło się bez cięcia, próby samobójstwa, narkotyków, ucieczki i przeholowania alkoholu. W normalnym domu pewnie rodzice poszliby ze mną do psychiatryka. Ale przecież ja nie mam prawdziwych rodziców. Moi prawdziwi rodzice mnie nie chcieli. A moi ''opiekunowie'' to kundel i suka. Tak ich nazywam. Zajęci są pracą. Ostatni raz widziałam ich jakieś pół roku temu. Nawet nie zauważyli, że uciekłam. Uciekłam, ale wróciłam, bo doszłam do wniosku, że to głupota.
W moim życiu nie ma miłości. Coś takiego nie istnieje. Nie wierzę w coś takiego. Miłość wiąże się z bólem i cierpieniem. Kiedy człowiek przestaje odczuwać miłość i żywić do kogoś to uczucie staje się robotem. Robot, czyli ktoś, dla którego życie to tylko sen, jedzenie, szkoła i tego typu rzeczy.
Jeśli ktoś by powiedział, że dla mnie życie tu na ziemi nie ma już sensu, z pewnością bym się z tym zgodziła.

4 komentarze:

  1. Z tego co przeczytałam, to Rosalie nie ma za lekko w życiu ;(
    Muszę powiedzieć, że prolog nieźle mnie zaciekawił i mam ochotę na więcej, więc CZEKAM ;*
    Juz po prologu stwierdzam, że masz talent ;)
    Życzę weny i czekam na rozdział :*
    Edyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze życzę weny bo tak mnie zaciekawiło, że musisz dodać szybciutko.
    Coś czuje, że to opowiadanie pokocham jak tamto <3

    OdpowiedzUsuń
  3. bosze jakie to piękne. a byłoby z pewnością piękniejsze bez tych kolokwializmów, które psują cały urok. życzę weny!

    szmaragdowytalizman.blogspot.com zapraszam :) !

    OdpowiedzUsuń